niedziela, 18 maja 2014

Opłakiwać zmarłych - czyli Kong Wet Wubba

Jak obiecałam w poprzednim poście napiszę recenzję. Na początek wybrałam naszego nowego Konga czyli:

Kong Wet Wubba

(wiem, makabryczny widok)

   Kong Wet Wubba miał być zabawką na deszcz i do wody, szybko schnącą i wytrzymałą. Niestety - po zabawie na mokrej trawie, a nawet suchej wygląda bardzo nieetycznie i jest cała namoknięta. Wcale szybko nie schnie i wygląda jak kupka nieszczęścia. A co z szarpaniem? Pies na tego Konga nakręca się nawet lepiej niż na naszą piłkę ażurową. Zwykle ja ciągnę za macki a on za "głowę" i "tułów" tej wybrakowanej ośmiornicy. Na zdjęciu powyżej widać dziurę. Ta dziura powstała już po pierwszym szarpaniu. A co się stało za trzecim? Pękł paseczek zbierający wszystkie macki razem. W chwili w której to piszę (a tak właściwie w przerwie po między pisaniem a szarpaniem) doszły jeszcze dwie dziury.


Ale dla Kazana jest to najlepsza zabawka na świecie :



  Bardzo się tą zabawką zawiodłam. Będzie jednak wykorzystywana aż do swej marnej śmierci, a po niej opłakiwana (głównie przez Kazana). A oto podsumowanie:

+ pieseły ją uwielbiają
+ mimo wszystko miło się nią szarpie (nawet dla mnie)
+ unosi się na wodzie
- mało wytrzymała
- namaka i wolno schnie
- brudzi się szybko i piach (po wyschnięciu) z niej nie opada

  Następna recenzja ukaże się niebawem (ale nie w następnym poście). Przepraszam za zaległości w komentarzach, jutro znów zawitam do Waszych blogów.

Pozdrawiam, Gosia i moje psy.








środa, 14 maja 2014

Dwa lata i jeden pies

 Jak to się zaczęło? :

  Dwa lata temu nawet nie myślałam o tym, że Kazan kiedyś zamieszka w moim domu. Myślałam, że moim towarzyszem zostanie piękny szczeniaczek red merle (sami możecie ocenić, ale dla mnie Kazan jest piękniejszy) :











        VS












Powiem Wam tak: decyzja nie była łatwa. Gdy dowiedziałam się, że piesek prawdopodobnie jest z dobrze ukrywanej pseudohodowli wpadłam w rozpacz. Byłam aktualnie na obozie i nie miałam żadnych dowodów ani porządnych zdjęć, a hodowca i warunki hodowli psów wydawały się mi normalne. I rzeczywiście takie były. Rzecz nie była w warunkach, męczeniu suk czy nad produkcji (byle więcej), choć przyznam to, że mieli dwa mioty naraz i to innych ras mnie niepokoiło. Chodziło o charakter psów. W tej hodowli kryto psy o dobrym wyglądzie, nie charakterze. Reproduktory były wybierane "na cenę" a szczenięta wychodziły do swoich domu z wrodzoną agresją / lękami lub innymi wadami psychiki.  Moi rodzice dowiedzieli się o tym w czerwcu. Ktoś powiedział im o tym i zaproponował, że poleci im lepszą hodowlę. Gdy SMS-em dostałam zdjęcie proponowanego szczeniaczka w mojej głowie kłębiły się pytania (mimo zapewnień). Jeśli dotarłeś tutaj to już wiesz o kim mowa. Kazan (wcześniej Conor jak jego tata) był dla mnie szczęśliwym trafem, przypadkiem który zmienił moje życie i oszczędził mi borykania się z uszkodzoną psychiką szczeniaka. Wiele miesięcy potem na wystawie spotkaliśmy siostrę tego merlaczka. Została zdyskwalifikowana za agresję wobec sędziego. Poczułam wtedy taką ulgę . . . nawet sobie nie wyobrażasz!

I co dalej? :

   Pozwól, że przytoczę tu dwa cytaty (których jestem autorem)

z facebook-a: 

" . . . Pierwszy liz, pierwsze spojrzenie brązowych oczu i już było po mnie. Gdy patrzę na Kazana nie mogę już znaleźć podobieństwa pomiędzy nim a tym małym niedźwiadkiem z obrazka. Teraz jest dużym, pięknym i włochatym psem z rozumem (szczeniaczka) i najlepszym uśmiechem ever. Dziękuję Karolinie za tego świetnego psa . . ."

z pewnego komentarza na blogu:

"Kazan jest dla mnie wielkim testem: cierpliwości, trwałości, miłości i odpowiedzialności. I nie wiem czego jeszcze. Jest moim marzeniem, choć czasami trudno mi w to uwierzyć. Nie mogę od niego wymagać, żeby to on mnie uczył, wszystko potrafił. Uczymy się razem i naprawiamy błędy . . ."

   Nic dodać, nic ująć. Pierwsze nocne godziny po przyjeździe Kazana zrywałam się na każdy pisk, każdy chlupot (wiecie czego). Tak więc moja noc była krótka i pełna rozmyślań. "Conor? Czy na pewno?" . I wtedy przypomniałam sobie moją ulubioną powieść "Szara Wilczyca". Polecam każdemu, kto chce poznać lepiej wilczura, pół Husky pół wilka, pokaleczonego rzez ludzi z północy Kanady, sparowanego z Szarą Wilczycą - ślepą i bezbronną a jednak dziką, a potem cudownie odnajdującego ludzi na nowo po latach w puszczy. Takiego to Kazan ma imiennika - silnego i oddanego swej pani, nieufnego do innych ludzi. Kazan nieufny nie jest, złodzieja zaliże ale  imię ma szlachetne :D . Miesiące płynęły, błędów nie mało ale i sukcesów razem zaliczyliśmy sporo. Więcej o tym napiszę za dwa miesiące (gdy minie 2 lata naszego wspólnego życia). Na koniec zostawiam Ci, czytelniku który tu dobrnąłeś zdjęcia urodzinowych prezentów i jubilata, a także zapewnienie o niedługiej recenzji Kong Wet Wubba i JW Crackle Heands Crunchy.