poniedziałek, 16 marca 2015

Slalom i trochę o kształtowaniu = przeżyliśmy piątek trzynastego

   Tak, mimo ogólnie znanych przesądów o czarnym kocie, szczelinach, drabinach i wielu innych... Nadal żyjemy! No może żyjemy tak na 50 %, bo okropne bóle i zawroty mojej głowy obcięły nam "rację" treningową o jedną trzecią.


   W tą sobotę pierwszy raz ćwiczyliśmy slalom w naszym klubie. Uczymy się go metodą rozsuwaną, a nie "za rączkę", więc dopracowanie tego zajmie trochę czasu ale lepszy rydz niż nic. Każdy dobry agilitowiec powie ci, że to najlepsza metoda. Dla ciekawych filmik na czym ona polega: https://www.youtube.com/watch?v=5hhxFut_mrw . Slalom to chyba nowa ulubiona przeszkoda Kazana. Bieganie bez sensu między tyczkami do zabawki bardzo fajne. Zaspokaja potrzeby małego rozumku i nie przeciąża procesora. Zobaczymy, co będzie kiedy slalom zacznie się zwężać :P . 

   Dziś, jako że aussik się nudził siadłam z latarką i zaczęliśmy kształtować trzymanie z zmianą pozycji. Po co mi latarka? A gdzie kliker? Kliker i latarka ma tu podobne działanie, choć klikanie w latarkę rozładowuje baterię i jest trochę cichsze. Zaprezentuję nasz nowy model klikero-latarki w następnym poście. Tym czasem łapcie inny pomysł na to CO ZROBIĆ KIEDY KLIKER ZNIKNĄŁ W OTCHŁANI WSZECHŚWIATA (link) . Jak u Kazana wygląda kształtowanie? Najśmieszniejsze u niego jest to, że po dłuższej chwili (ładowanie, proszę czekać) zaczyna... szczekać. To taki okaz irytacji "Matka, za dużo myślę, boli mnie łeb! Daj tego smaka!" . Bardzo śmieszne, ale też bardzo nieprzyjemne dla uszu. 


To już chyba koniec. Pozdrawiam i czekam na Wasze komentarze! Jak uczyliście/uczycie slalomu swoje psy? Mieliście jakąś przygodę w piątek trzynastego? A może macie inne sposoby na zastępczy kliker? Piszcie! 

PS Każdy komentarz pod poprzednim postem czytałam z radością (Wasze opinie i wypowiedzi są dla mnie bardzo ważne).


niedziela, 8 marca 2015

Aby stać się bardzo dobrym trenerem, potrzebujesz bardzo złego psa

   
"to become a very good trainer, you need a very bad dog"

   To zdanie zainspirowało mnie do napisanie tego postu. Pojawiło się na TYM blogu. Blog jest obcojęzyczny i nie pisany ani po angielsku ani po niemiecku, więc treści Wam nie przytoczę. Grunt, że tytuł pewnego posta wydał mi się aż nad to prawdziwy.



1. Początki z psami:

UWAGA - Ludzie w tym tekście oznacza przedstawicieli homo sapiens w różnym wieku i kondycji.

   Są ludzie, którzy zaczynają (i kiedyś kończą) na borderach i są świetnymi przewodnikami, zarówno na torze jak i w zwyczajnym życiu ze swoimi czworonogami. Biorąc takiego psa są świetnie przygotowani i znają się na rasie, ja jednaka myślę, że osoby te tracą na tym dużo - nie zdobywają tyle doświadczenia, znają tylko i wyłącznie styl pracy bc i prawdopodobnie z innym, trudniejszym do zmotywowania psem miałyby duży kłopot. Border mimo wszystko dobrze prowadzony i umiejętnie szkolony jest psem prostym, a już na pewno nie mającym problemów z motywacją. Dla wyjaśnienie - border collie nie są łatwymi psami dla ludzi nie doświadczonych, mimo wszystko zaczynanie przygody np: w agility z borderem jest szybsze i łatwiejsze niż zaczynanie z psem np. typu bull. 

   Są ludzie  z dużą ilością wiedzy zaczynający (i czasami kończący) na innych rasach, choć oni też często lądują wcześniej czy później w poprzedniej grupie borderowców. 

   Są też ludzie, którzy ściągają swojego kundelka (lub kanapowce itp.) z kanapy i mając wielkie ambicje ruszają na tor agility. Zamiast niego znajdują nieprzebytą górę wiedzy i umiejętności, które one i ich psy muszą przyswoić i znać, aby wspólnie z satysfakcją trenować, a może potem i startować w zawodach. Podziwiam te osoby, które wchodzą na tą górę, osiągają szczyt, a potem z uśmiechem na twarzy patrzą w dół na innych, którzy za ich przykładem przechodzą tą samą drogę. Mimo wszystko są też ludzie, którym ciągnięcie starszego lub bardzo upartego psa pod górę nie sprawia tyle przyjemności, ludzie, którzy nie widzą swojego szczytu. Przeżywają więcej chwil załamania i czasami nawet rezygnują. Oni właśnie rezygnując odstawiają swoje kundelki na bok i biorą psy rasowe, najczęściej ras typu bc, aussie, sheltie. Nie mam im nic do zarzucania. Tylko oni mogą ocenić, czy ich góra jest za wysoka i poddać się w odpowiednim momencie. Czasami zamęczania swojego psa, który ewidentnie nie jest stworzony do sportu, ani nie żywi do niego ogromnego uczucia jest bez sensu. Wszyscy to rozumiemy. 

   I na końcu są nastolatki / dziewczynki biorące psa rasowego (w którego rasie są zakochane nad życie) lub nie, z wielką ambicją, zapałem i planem na przyszłość. Rasa (czy jej brak) u tego psa nie ma znaczenia, bo nie chodzi tu o psy już wychowane, ale nowe, plastyczne jak świeża glina. Takie też są ich właścicielki. Jedna zakocha się w psich wystawach, ale nagle, widząc agility, frisbee, obi, rally i inne psie sporty, zamarzy o trenowaniu jednego z nich. Zanim jednak to nastąpi... przed nimi zdąży pojawić się niezły pagórek błędów. Inna weźmie pod swoją pieczę psa rasy trudnej do ułożenia i szkolenia lub rasy brachycefalicznej (krótka kufa) i mimo całego swojego zapału i szczerych chęci nie uda jej się osiągnąć tyle, ile by chciała. Oczywiście jest wiele innych przypadków. Ja jestem jednym z nich. 



2. MOJE początki z psami

   Jako 9-letnia dziewczynka zapragnęłam mieć królika. Opór ze strony rodziny był ogromny, ale ja nalegałam. Szukałam klatek, pokazywałam filmiki, uczyłam się z książek. Byłam zdeterminowana. Nawet nie marzyłam o kolejnym psie (w wieku 7 lat przyjechał do nas Toffik, mieszanka Yorka, który stał się ulubionym pupilem mojej mamy). Mój ojciec był nieugięty i ... nie lubił królików. Wtedy właśnie usłyszałam to pamiętne zdanie "Wszystko byle nie królik! Już wolę psa. Ale takiego dużego, a nie szczura." . Zamieniłam kijek na siekierę, królika na psa. 
   Potem był wybór rasy. Oziki wydawały się idealne, pasowały jak ulał. Mając 11 lat dokonałam ostatecznej decyzji wyboru hodowli (z lekkimi perypetiami) i słodki cielak, black tri ideał trafił do naszego domu. 
  Powiem Wam od razu, że poza moimi i rodziców błędami (których była masa np: Kazan do tej pory siada z nami przy stole, ciągnie na smyczy :P ) Kazan był świetnym psem do towarzystwa. A potem pojawiło się agility i świat legł w gruzach. Poza cholernym nakręceniem się na psy w wieku dojrzewania i kilkoma innymi problemami, kolejną przeszkodą była motywacja i predyspozycje do trenowania tego sportu. Nie będę opisywać jak wlekliśmy się po zboczu naszej góry szukając odpowiedniej drogi. Grunt, że ją znaleźliśmy i choć nie prowadzi na sam szczyt, czego jestem prawie pewna, czuję się dumna z tego co osiągnęliśmy i z tego co będziemy ćwiczyć dalej. 
   Dziś Kazan ma prawie 3 lata i pracujemy razem na poważnie od dwóch - ani ja nie jestem bardzo dobrym przewodnikiem, ani on bardzo złym psem, ale myślę, że gdyby nie on i jego wady nigdy nie doszłabym do tego poziomu wiedzy i umiejętności, na jakim jestem.

3.  I co dalej?

   Jedni się poddają, inni zaczynają od nowa z innymi psami, kolejni osiągają sukcesy w tym co robią ze swoim pierwszym psem i z kolejnymi. Jest tyle różnych przypadków... Wszystkie są nie do opisania. Opiszcie mi swój w komentarzach, może u Was było zupełnie inaczej i tworzycie inną, piątą grupę? 

Pozdrawiam, Gosia.

PS Byliśmy dziś i wczoraj na treningach, było bosko <3 .