niedziela, 7 lutego 2016

Los płata figle - lis w Annówce


Zaskoczeni? Ja również.
   W życiu każdego przychodzi taki czas, w którym nie wszystko idzie po naszej myśli. W moim życiu właśnie zapukał do drzwi, po czym je wyważył i nie raczył nawet wytrzeć butów o wycieraczkę. Tak kochani, plany ulegają zmianom - mniejszym lub większym. W tym przypadku zmiany ważą 17 kg mierzą około 46 cm, mają cztery łapy, ogon i ostre ząbki. 

   Ten kto czytał ten wie, że od sierpnia zeszłego roku jest z nami Fiona. Ciekawskich, których to ominęło, zapraszam do przeczytania najpierw posta niżej. Ci, którzy są z nami od początku wiedzą również, że w tym roku miałam plan wziąć do domu wymarzonego owczarka australijskiego z linii pracujących i rozpocząć "na poważnie" życie sportowe. Niestety, tak jak w tytule, los lubi płatać figle. Od pamiętnych dwóch miesięcy ( maj i czerwiec zeszłego roku ) spędzonych w szpitalach i klinikach moje zdrowie ciągle szwankuje. Jestem chorowita, ciągle mam katar, a co jakiś czas muszę zażyć trochę antybiotyków, żeby przywrócić moim drogom oddechowym pozorny spokój. Zaczęłam się do tego z wolna przyzwyczajać, jednak ciągłe przebywanie w domu, słaba kondycja i problematyczna sytuacja rodzinna nie wróżą świetlanej przyszłości przyszłemu wymagającemu szczeniakowi. Dlatego też zrezygnowałam, odpuściłam... ale nie całkiem. W czasie październikowego zapalenia oskrzeli zaczęłam powoli dłubać coś z Fioną. Na początku, kiedy trafiła do naszego domu, zarzekałam się, że nie dotknę się nawet małym palcem do jej szkolenia. Miała być wymarzonym, dogoterapeutycznym szczeniakiem mojej mamy, nie moim. Sami wiecie jednak jak to wychodzi. Słodki szczeniak w domu, mama na studiach, kliker w ręcę... I jakoś tak wyszło, że ją pokochałam. Małą brzydulę, piskuna, lisa, owsika od siemiu boleści. Zakochałam się w jej wariackim charakterze, tak nie podobnym do Kazana, w stojących uszach i kolorowych oczach. 


   Zaczęło się od szkolenia obi, na które razem postanowiłyśmy uczęszczać w styczniu. Myślałam, że będziemy zacofane - wydawało mi się, że zrobiłam z nią tak mało, prawi nic. Okazało się jednak, że podstawy które przerobiłam (oczywiście pod kątem agility, bo nie umiem inaczej) wyprzedzają kilka pierwszych zajęć na kursie podstawowym. Nie wspominałam trenerce, że robiłyśmy target i wysyłanie do niego, bo było mi głupio, że tak bardzo "wyprzedzam materiał". W poprzednich postach wspominałam o tym, że Kazan realizuje się teraz jako pies terapeuta. Okazało się, że w tym samym terminie w którym zaplanowałam obóz w Annówce moja mama ma kilka spotkań dogo, między innymi Kazan miał odwiedzić dzieci z kliniki Budzik. W mojej głowie pojawiła się myśl o zabraniu ze sobą Fiony. Rozpoczęłam długi proces kłócenia się z samą sobą i wymieniania za i przeciw. W końcu stanęło na tym: To będzie mała próba. Jeśli Fionie spodoba się agility z Moniką Rylską będziemy kontynuować we FreeX'ach , jeśli nie - spędzimy razem miło czas w towarzystwie wspaniałych ludzi i nauczymy się nowych sztuczek z Patrycją Kowalczyk. 




   Wreszcie przyszedł czas wyjazdu. Po spakowaniu tony chusteczek, lekarstw, zabawek i smakołyków wyruszyliśmy w drogę. Podróż trwała bite cztery godziny, ale szczeniak znakomicie ją zniósł przesypiając 3/4 drogi. Po przyjeździe powitała nas jak zawsze przyjazna i serdeczna atmosfera Annówki, choć na początku schody dla Fiony były naprawdę przerażające. Oczywiście od razu posypały się pytania, bo wcześniej nigdzie nie ogłaszałam, że będę z Fioną ćwiczyć, a część nie wiedziała w ogóle o jej istnieniu. Po wyjaśnieniu wszystkiego i poznaniu lisa (przezwisko) z wszystkimi ludźmi i psami w spokoju położyłyśmy się spać. Nie będę Was zanudzać opisem każdego poszczególnego dnia z pięciu najwspanialszych spędzonych na treningach i poznawaniu siebie nawzajem. Fiona czasami była małą jędzą, która kłapała zębami na inne psy, innym razem potulnym szczeniątkiem. Na spacerach mogłam bez spiny prowadzić ją bez smyczy, nigdy nie spuszczała mnie z oczu i przychodziła na wołanie. W porównaniu do spacerów z Kazanem chodzenie z nią to prawdziwa przyjemność - nie potrzebuje smyczy, odwołuje się, nie wącha i nie podsikuje wszystkiego na swojej drodze. Po prostu cud, miód i orzeszki. Dodatkowo ma wrodzony aport, który świetnie można wykorzystać do wybiegania psa bez wysiłku dla nóg. Na sesjach z Patrycją okazała się bardzo pojętnym stworzonkiem. Na treningach agility z Moniką jedyne co mogłam robić to się rozpływać nad tym jak wszystko szybko łapie. Gdyby jeszcze miała lepszą budowę... No cóż nie można mieć wszystkiego. 



   Podsumowując był to bardzo udany wyjazd i myślę, że to nie koniec moich treningowych przygód z Fioną. Moje marzenie musi poczekać, ale chyba nie żałuję.

PS zakładka Fiony, a zatem informacje o rodzicach itp. pojawi się na dniach. 

PSS Ah, zapomniałabym : wiadomość z ostatniej chwili, Kazan ma synka! Specjalnie wyhodowany pod kontem dogoterapii, przeze mnie przezywany Szczerbatkiem. Jeszcze go nie odwiedziłam, ale gdy to nastąpi oczekujcie fotorelacji. Ewentualnych ciekawych szczegółów zapraszam na pw.