sobota, 24 października 2015

Powrót od świata żywych

   Witajcie po przerwie na reklamy! Zacznę od czegoś pozytywnego - mianowicie od dłuższego czasu blog ma nowy wygląd. Przyznam się, że jak poprzedni nie był moim wymarzonym (nie dogadałam się dobrze z autorem), tak i ten pozostawia wiele do życzenia (w końcu sama go robiłam, a jak wiadomo nie ogarniam jeszcze grafiki komputerowej), ale jak na razie jest "zadowalająco".

Kazan w obiektywie Gaabis Photography
   Od dłuższego czasu mam większe i mniejsze problemy, więc naprawdę przepraszam za tak ogromną przerwę w postach, jaką Wam zafundowałam. No i za interpunkcje, ale taki już mój urok. Pisałam, że w 2016 dołączy do nas nowy członek rodziny, jednak znów muszę postawić znak zapytania przed tą datą. Wiecie jak wyprowadzić z równowagi potrafi człowieka niekompetentny hodowca? Może kiedyś Wam napiszę o moich perypetiach, ale na razie nie mam zamiaru się nad sobą użalać.


   A jeśli mowa już o nowych członkach rodziny to od sierpnia jest z nami papi - siostrzenica Kazana, o imieniu Fiona (w domu i tak wszyscy wołają piupia). W założeniu miała być psem do dogoterapii po świetnych, pracujących z ludźmi rodzicach. Naprawdę jest charakternym, zadziornym, żartym kłębkiem energii. Z całych sił próbuje udowodnić światu, że jej mama miała romans z maliną, nie nadaje się na wystawy i będzie rządzić całym globem z małą pomocą Kazana. Mimo wszystko jednak kocha ludzi (a szczególnie dzieci) i myślę, że po odpowiednim szkoleniu uda się jej dopełnić swego przeznaczenia. Trenuje ją moja mama, członkini Stowarzyszenia Zwierzęta Ludziom. Co jest w niej nie tak? Stojące uszy, mała ilość krótkiej sierści, brak jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego... Poza tym jest wzorowym owczarkiem australijskim i mimo wad cała rodzina ją kocha (oprócz kota) i wybacza najgorsze zbrodnie. W czasie w którym nasze dwa dorosłe samce jedzą musimy ją zamykać w klatce - inaczej zjadłaby ich porcję, bez najmniejszego pisku sprzeciwu.


   Kazan coraz lepiej radzi sobie w dogoterapii - zdobył szelki uprawniające do uczestniczenia w zajęciach dogoterapeutycznych. Co prawda jeszcze pod kontrolą instruktorską, jako pies uczący się, ale robi ciągłe postępy. Był w Klinice Budzika dla dzieci w śpiączce, Centrum Zdrowia Dziecka na Oddziale Onkologii w Warszawie, kilka razy również u dzieci autystycznych i ludzi z Alzheimer'em. Jestem z niego, jak również z mojej mamy bardzo dumna. Oby tak dalej! 

   W związku z wracaniem do życia zapisałam nas na  AGI-OBI-TRICKS w Annówce. Szukam również nowego klubu (pomożecie? Warszaw i okolice) , już oficjalnie postanowiłam spróbować w innym miejscu, z innymi ludźmi, inną atmosferą. Jeśli nowe miejsce okaże się niewypałem wrócimy do starego dobrego Cavano. Na razie ćwiczymy na dysku sensorycznym i powoli brniemy do przodu, aby odzyskać straconą kondycję i zrzucić parę kilogramów. Mam już plan na kilka następnych postów - będzie dużo pisania, to mogę Wam obiecać.

Niespodzianka na koniec postu:

Nowy rysunek - Jessie w wersji Halloween'owej


Pozdrawiamy, G&K. 

PS kontakt do Stowarzyszenia Zwierzęta Ludziom (klik!). Organizują niedługo spotkanie dla nowych wolontariuszy - może warto spróbować? To na pewno nie moja bajka, ale podziwiam ludzi zaangażowanych w dogoterapię! Kociarze również mile widziani - felinoterapia rozwija się w Stowarzyszeniu. 









piątek, 10 lipca 2015

10/62 - autobusem przez weekend

   Witajcie moi mili! Tak się złożyło, że w piątek (ten poprzedni) byłam tak padnięta, że nie mogłam napisać dla Was choćby jednego sensownego zdania. A jednak dotrzymałam obietnicy! Ten post w końcu pojawił się w piątek. No może nie ten. Ale czy ja mówiłam, że to będzie dokładnie ten piątek 03.07.10-tego ? Chyba nie. Zażalenia wysyłajcie na mojego FB xd . 


(Taki los psa, który jeździ komunikacją miejską... Kazan składa zażalenie!)
      Postępy w wyzwaniu robimy znaczne, szczególnie w aporcie. Mój kochany ozik ogarnął wreszcie mózg i przynosi do ręki, czasami tylko upuszcza pod nogi <3 . Spotkaliśmy też kilka znajomych psów, z którymi Cielak nie miał żadnych problemów i ładnie się skupiał. Postanowiłam szarpanie zacząć od źródła - najpierw dom, potem ogród, następnie przed bramą, na naszej małej uliczce, przy innych psach za ogrodzeniem, po czym kolejno inne punkty naszego terenu spacerowego.

   W poprzednią sobotę spotkaliśmy się z Jazz'em i Klaudią. Jest to samiec (bardzo mało samcowaty, żadna palma mu nie odbija przy suczkach!) sheltie, wyjątkowo duży i śliczny z talią osy. Normalnie takiego sheltie to bym chciała! Bardzo dobrze dogadali się z Kazanem, ale na spacerze było tak gorąco, że nie mieli siły na dłuższe zabawy. Potem z Kazanem wracaliśmy w zaduchu autobusem, był to jego pierwszy raz i dawał sobie świetnie radę. Po kilku próbach zdjęcia kagańca pogodził się z losem (dawno nie zakładał) i bardzo grzecznie leżał dysząc. Następnie w niedziele spotkaliśmy się z siostrą Kazana - April i Gabrielą. Siostra była bardzo fajna, świetna do zabawy... aż za fajna dla Kazana. Niektórzy to nie ogarniają pokrewieństwa i tego, że siostra to nie zwykła suczka, którą można adorować, a wprost przeciwnie. Kolejne podróże komunikacją miejską, z których jestem dumna - Kazan był bardzo grzeczny, a ja ogarniałam przystanki :P . Koń obok przystanka był bardzo straszny, ale socjal się nie udał - bliżej atrapy pies odmawiał współpracy i uciekał.


Jedyne zdjęcie rodzeństwa, może jeszcze będzie więcej to uzupełnię

Pozdrawiamy, G&K

PS W niedzielę wyjeżdżam, bez psa, i nie będzie mnie tutaj przez dłuższy czas. Chociaż może z komórki coś wstawię... Kto wie. Może dam Wam do poczytania trochę moich wypocin. A jeśli tak - jaki chcecie temat? Jestem otwarta na propozycje!

PSS Kazan jest od dłuższego czasu początkującym w dogoterapii! Moja mama używa go na zajęciach z dziećmi autystycznymi i osobami starszymi. 




środa, 1 lipca 2015

1/62 - spacerowy dzień psa

   Witajcie kochani! Oto pierwszy dzień naszych zmagań nad projektem dobiegł końca, a o wynikach więcej poniżej.

(wiem, data jest zła xd , ale to wina kamerki)
Co ćwiczyliśmy i co z tego wyszło:

- Skupienie w obecności pobratymców - 2:2 dla nas. Kazan dzieli psy na trzy grupy: "NIENAWIDZĘ!!!", "pozwalam ci żyć, ale nic więcej" i "Koooocham!". Skupienie uwagi na mnie przy tych pierwszych i ostatnich wygląda marnie, choć dzisiaj poczyniliśmy pewne postępy. Otóż cielak najbardziej nienawidzi pieseła, psa o dziwo bardzo podobnego do tego mema - prawdopodobnie rasy shiba. Dzisiejsze spotkanie z nim było bardzo niespodziewane, gdyż wracając sobie spokojnie z psem na kontakcie (bo skupienie podczas wracania ze spaceru osiąga nader wysoki poziom) zza krzaka usłyszałam jazgot i zobaczyłam biednego właściciela pieseła, który już chciał się cofnąć za furtkę swojego ogrodu zrozumiawszy sytuację. Mój cielak od razu po zobaczeniu psa (mówimy tu o sytuacji dziejącej się w mniej niż sekundę, nie zdążyłam zareagować) też wpadł w szał warczenia. Po odciągnięciu go za samochód udało mi się skupić go na sobie, ale już gdy nie miał w polu widzenia psa więc na razie 1:0 dla psów. Na zaszczytnym drugim miejscu w skali nienawiści stoją wszystkie dorosłe psy ras małych krótkopyskich (wszystkie chrapiące klopsiki i inne buldożki tego typu). Jeszcze w trakcie spaceru z daleka zobaczyłam jednego z pikli (mopsów) i przygotowałam się na tą okoliczność: bez naciągania smyczy wyciągnęłam smaczki i zajęłam psa komendą do mnie. W rezultacie miał on oczywiście świadomość, że pikiel jest za jego plecami, ale nie było kontaktu wzrokowego, który tylko pogorszył by sprawę. Gdy pan ze swoim mopsem (oczywiście bez smyczy bo taki grzeczny) podchodzą bliżej słyszę cichy warkot z gardzieli mojego łowczara, więc wydaję komendę waruj. W tym czasie oczekuję od właściciela drugiego psa zapięcia go na smycz i spokojnego odejścia, gdyż znamy się już ze spacerów i wiemy jak nasze psy na siebie reagują. Pan jednak patrzy na nas z ciekawością i nie zauważa (lub nie chce zauważyć) mopsa, który cały najeżony podchodzi do Kazana i zaczyna warczeć... Momentalnie mój pies odwraca się i zaczyna się mała jatka (a raczej nieopanowane warczenie i wyrywanie się, w czym mniejszego psa wreszcie zapina na smycz jego pan), w której kilkakrotnie muszę wrzeszczeć i odwracać go siłą od napastliwego pikla. Wychodzi więc na 2:1 dla psów. Ten spacer jednak kończymy remisem, gdyż spotkaliśmy perę znajomych szelciaków, przy których skupienie wynosiło prawie 99 %. 

"Nie jestem agresywny, tylko nie lubię jak ktoś na mnie charczy, ma krótki pysk albo przypomina tego psa z internetów!"


- Szybki aport (ogródek) i szarpanie na spacerze. Jestem bardzo zadowolona z ładnego, dość szybkiego aportu, który "ćwiczyliśmy", a w który raczej bawiliśmy się w obecności moich znajomych, czyli dość dużego rozproszenia, jednak szarpanie na spacerze mnie zawiodło. Pies ledwo spojrzał na zabawkę. Nie udało mi się go rozkręcić w żaden sposób, więc pozostaje mi tylko jeden sposób - ograniczamy zabawę w domu do minimum. Może wtedy zechce pobawić się poza domem, kto wie. Dodam, że jeszcze przed wejściem za furtkę po spacerze odmówił zabawy, a po zdjęciu smyczy od razu przyniósł zabawkę.

To chyba już wszystko. 

Pozdrawiamy, G&K. 

PS Postanowiłam jednak nie dodawać codziennie postu, więc kolejnego spodziewajcie się w piątek


piątek, 26 czerwca 2015

Gdy powrót jest trudniejszy niż myślisz... - Projekt 62

   Witajcie kochani! Bardzo przepraszam za tak ogromną przerwę w blogowaniu...

No ale cóż, mówi się trudno i żyje się dalej.


Mimo choroby udało wyrwać się z miejskiego zgiełku i pojechać na działkę


   Ale czy to takie proste? Dla mnie nie. Prawie dwa miesiące byłam chora (zostały mi jeszcze trzy dni antybiotyków), zero aktywności fizycznej, czy psychicznej (poza czytaniem J. R. R. Tolkiena), pies znudzony i niewybiegany do granic możliwości a ja osłabiona i w pewnym sensie załamana. Czym? Tą ogromną ilością straconego czasu, szkolnymi zaległościami, ciszą na blogu i przede wszystkim moim podejściem do życia podczas choroby - "Jestem chora, nie muszę nic robić". Czas jednak z tym skończyć - piszę na komputerze zachęcana jojczeniem * i szturchnięciami nosa Kazana, więc jaki mam wybór?

*Jojczenie - odgłosy typowe dla tego okazu nadzwyczaj wokalnego psa - można je opisać jako coś pomiędzy pomrukiwaniem, skrzeczeniem, jęczeniem i ziewaniem.


MOTYWACYJNY KOP W D. / PROJEKT 62
"Problemem nie jest problem. Problemem jest twoje podejście do problemu"

   A więc oficjalnie przyjmuję wyzwanie rzucone przez White Couch Potato, inaczej nazwane przeze mnie motywacyjnym kopem w d. Notki na ten temat będą numerowane (np: 1/62) i dodawane od 1 lipca do 31 sierpnia z małymi przerwami. 

"Wytyczony cel jest podstawą wszelkich osiągnięć, zarówno mniejszych, jak i większych." 
"Duże cele dają duże rezultaty. Brak celu to brak rezultatu."
CELE:

Nasze 

1. Skupienie na przewodniku i przywołanie w miejscach publicznych, głównie w naszych zwykłych miejscach spacerowych gdzie Kazan lubi sobie "poniuchać" i podroczyć się z psami. Od dawna się za to zabieram, ale efektów nie widać... bo nic nie robimy systematycznie. Od 1 lipca będziemy to ćwiczyć na każdym spacerze, przy każdym napotkanym psie i pięknie pachnących krzaczku. 

2. Szybki i sprawny aport do ręki bez ociągania się. Niby taka ważna rzecz, a nadal nie zrobiona. Niestety aport został zepsuty już w wieku szczenięcym kiedy Kazan radośnie uciekał przed Toffikiem z zabawką w pyszczku, albo odwrotnie, więc czeka mnie niezła robota. Jak to wygląda teraz: Ciele biegnie do zabawki podejmuje ją i 
a)siada i czeka na moją reakcje bo może pani chce się bawić w berka / 
b) robi kilka kroków w moją stronę po czym następuje podpunkt a. 
Aby zaaportował pod moje nogi muszę koniecznie zmieniać tony, od słodziutkiego po bardzo ostry. Kazan ma wtedy czas aby zrozumieć, że pani bardzo potrzebuje tej zabawki. O aporcie do ręki nawet nie marzę, ale może z klikerem da radę coś wskórać. W tej chwili stoimy na tym, że pies przynosi pod nogi, na komendę daj podnosi a ja chwytam zabawkę z jego pyska zanim upuści.

3. Porządna praca na zabawkę (w miejscach publicznych lub nie)O zdanie mówi samo za siebie, choć muszę wytłumaczyć co w tym przypadku oznacza "porządna". Według słownika PWN przymiotni porządny oznacza : "oceniany pozytywnie ze względu na przydatność, solidność, dobry stan itp." "duży lub intensywny". Chodzi więc o intensywną, solidną pracę pełną zapału.

4. Szlifowanie sztuczki "wstydź się" z użyciem klikera (!!!). Bez niego wychodzi marnie, a i tak jesteśmy w fazie przyklejania i odklejania na zmianę karteczki. 

5. Wyrobienie komendy na ciasne skręty (agility).

6. Dopracowanie wysyłania (agility). Już to prawie mamy, ale jeszcze jest ten moment wahania w którym cielak nie wie czy skoczyć czy nie, a gdy się mocno rozpędzi mózg wyłącza się do tego stopnia, że nie słyszy komendy "obejdź!!!".

7. Zaczynamy bieganie z psem. Muszę tylko kupić pas i smycz na amortyzatorze. Odległości czas będę zapisywać w notatniku. 

Moje 

8. Koniec z krzyczeniem "hop" przed każdą stacjonatą (agility).

9. Regularne spacery i notki na blogu

10. Wypisuję w notatniku wszystkie rzeczy pozytywne, jakie mi się danego dnia wydarzyły, zapominam o niepowodzeniach, ew. piszę co muszę poprawić. Wydaje mi się, że moje mama wyczytała to w jakiejś książce o depresji, ale zawsze warto spróbować. :P

11. Poprawienie swojej kondycji fizycznej, przy okazji też kondycji Kazana. Oznacza to, że kaszanka będzie musiał się odchudzić, a ja więcej jeść. Nie wiem gdzie wepchnę to jedzenie, ale jak będzie mi wychodziło uszami to dam znać. 

12. (bo musi być parzyście) Koniec z depresją szczeniakową. Jest ona związana z pisaniem z hodowcą, który jest zapracowany (i ciągle nie odpisuje / odpisuje po dwóch tygodniach), jak również z myślą "o Boże, jeszcze rok, to tak dłuuugo". Opowiem Wam więcej jak już będzie wszystko pewne na 100 %. 

A Wy podjęliście wyzwanie?



Pozdrawiamy, G&K

PS Szukamy zapsionych osób z Warszawy i okolic na lipcowe spacerki! Ktoś chętny? 








sobota, 18 kwietnia 2015

Pasienie a Agility - zdjęcia i trochę o zawodach

                                                                                                                              
 Zawody Treningowe Pasterskie i  (czy raczej vs) Zerówkowe Zawody Treningowe        

(Zdjęcie by Natalia Śliwińska)

   Mój aktywny kwiecień rozpoczęłam z impetem wpadając (nie) jak burza na dwa psie i zarazem sportowe event'y. Pierwszym z nich 11 kwietnia były Zerówkowe Zawody Treningowe odbywające się w Warszawie i organizowane przez tutejszy klub (jeden z wielu) agility - FORT. Pogoda dopisywała, choć chwilami na niebie pojawiały się chmury. Organizacja była na bardzo dużym poziomie, więc prawie nie można było odróżnić zawodów od oficjalnych. Różnice jednak, na pozór małe i niewidoczne były w gruncie rzeczy proste - każdy tor (Jumping 1, Jumping 2 i Agility, wszystko w klasie zero jak sugeruje nazwa zawodów) biegaliśmy dwa razy, z czego  pierwszy przebieg liczony był do kwalifikacji (czas, błędy), a drugi miał formę "treningu". Można więc było nie tylko pokazać na co nas stać, ale także poćwiczyć jak na normalnych zajęciach - strefy, outy i inne drobiazgi. Ponieważ było bardzo gorąco, a jak wiadomo czarne futro bardzo lubi pochłaniać łapczywie ciepło promieni słonecznych, móżdżek Kazana poleciał w siną dal i tylko podczas przebiegów wysilał się by wrócić na moment do rzeczywistości. A jak nam poszło? Pierwszy tor (liczony do kwalifikacji)był ok, choć zawrotna szybkość to przeciwieństwo tego, jak mogę określić nasz speed. Za drugim biegiem (z takim samym torem) Kazan postanowił pod-sikać tunel i to od środka. Był to pierwszy i jedyny taki wypadek na tych zawodach, z czego jestem bardzo dumna (i jednocześnie zła, bo na treningach nigdy TEGO nie robi). Dwa kolejne przebiegi (Jumping 2) poszły gładko, płynnie i szybko. Zagadką dla mnie było i jest, że pies wymiziany i wytarmosiony przed startem lepiej biegał... Musimy to sprawdzić na treningach.

Biedny pies, pracuje w weekend'y :(
   Wszystkie biegi (poza feralnym treningowym Jumpingiem1) pobiegliśmy na czysto, ale do czasu. Życie nie jest różowe, więc ominęliśmy jedną przeszkodę w Agility, ale w biegu treningowym mieliśmy znowu wszystko na czysto... Taki pech. Podsumowując udane zawody. Nawet dostaliśmy drugie miejsce w Jumpingu 2, a za nie między innymi piszczącego steka.

Kiara

   Drugie wyjście miałam do owczarni Natolin, tym razem bez psa. Odbywały się tam zawody pasienia, a przy okazji spotkałam się z kilkoma ozikami. Mówiąc szczerze pasienie, owszem, wywarło na mnie wrażenie, ale nie takie, jakiego się spodziewałam. Do tego czasem trzeba mieć silną rękę, a także odpornego fizycznie i psychicznie psa o dobrych popędach. Pies nie może być zbyt twardym metalem. Co to twardy pies? To inaczej pies dobrze znoszący presje wywieraną przez przewodnika (nagany, ostry ton).  Taki pies, bez wyuczonych komend i posłuszeństwa to pies który ma wszystko w dupie, korekta głosowa mało często skutkuje, a on szaleje za owcami w słodkim bezładzie (często dotyczy się to też agility, np. przy mega najaranych borderach). Pies o dobrych popędach, ale słaby psychicznie (miękki) może powodować problemy. Przykładowo: owczarek podgryza, szczeka i fiksuje się na owce hulając po polu pełen instynktu pasterskiego, a nie działa na niego zwykła komenda "waruj" (w wypadku pasterskiego wyrażenia "lie down"). Co robimy? Używamy korekty głosowej, aby dotarło do psa. A pies albo zrozumie "ok, koniec zabawy", albo nas oleje, albo... zgasi się i nie będzie chciał pracować. To są przykłady ekstremalne, a ja nie jestem ekspertem, więc proszę mnie nie linczować za ew. błędy i nie traktować tego, co piszę jako jedyną prawdę. Na zawodach były psy początkujące różnych ras i linii (corgi, aussie, bc...), można było więc zaobserwować ich naturalne skłonności, różne style pracy i reakcję owiec. To było ciekawe doświadczenie, ale wolę agility :D . Mimo wszystko polecam Wam udać się na takie zawody lub seminarium, bo pasienie może bardzo wkręcić odpowiednich ludzi! Pogoda była koszmarna, było zimno (chmury, zero słońca)i wiał wiatr, a brakowało tylko deszczu. Na koniec ogrzałam się w budynku z resztą uczestników zgromadzenia. Poczęstowano nas ciastem, herbatą i miłą pogadanką sędziego na temat regulaminu zawodów pasienia według ISDS.



A oto cytata z wypowiedzi jednej z zawodniczek:

"Myślę iż taki pierwotny instynkt psa pasterskiego to coś co jest w genach.Nie można nauczyć psa pasienia.To musi być w psie,tzn można wyuczyć zwierzaka komend,ale będzie to wyglądało sztucznie i nudno.Najpiękniejsze jest to kiedy trenujesz z psem i nagle widzisz w oczach zrozumienie tego czego od niego oczekujesz.Kiedy obserwujesz jak pies myśli i podejmuje decyzje.Dobry pies to taki co nie wykona polecenia,np "zostań/waruj" jeśli stado ruszy.Taki który mimo presji ze strony owiec i przewodnika dalej pracuje.My na pasieniu nakładamy presję,wymagamy od psa ponieważ stado musi być bezpieczne.Ja to tak rozumiem."

   O moich przemyśleniach na temat owczarków australijskich, a raczej ich linii będzie oddzielny post, ale zdjęcia niektórych z psów (mojego autorstwa), na podstawie których oprę swoje domysły, wstawię już teraz, gdyż pojechałam na oba wydarzenia głównie z  ich powodu.  

(od lewej: Jamiro, Suri)

Caspy
Flame

           



Gina

Kaiden

Pozdrawiam, Gosia.

PS Tyle jest pięknych ozików, wszystkie inne... i jednocześnie podobne. Ta rasa jest bardzo szeroka, są psy mocne i lekkie, ofutrzone i prawie łyse... Chyba za to je kocham.

                                                                                                                                         

piątek, 10 kwietnia 2015

Jutro zawody - MINUSY Furminatora

   Nie jestem jasnowidzem, nie wiem jak będzie. Pogoda ma być ok. więc jest szansa na nie przegrzanie cielątka. Dziś trochę biegaliśmy (było świetnie) i robiliśmy ostatnie szlify (wysyłanie, tam-tam itd.). A wczoraj...


   Zrobiliśmy wiosenne odkłaczenie. Z tej okazji:

MINUSY Furminatora (w 4-ech punktach)

1) Potrafi dobrze zadrapać psa
2) gumowa część rączki odpadła, musiałam czesać plastikową niewyprofilowaną
3) W kilku miejscach lekko wyrywał sierść, tyłek ucierpiał [*]
4) Oryginał kosztuje majątek

   Następny zakup to trymer hakowy, zobaczymy jak się sprawdzi :) . 

A na koniec moje nowe rysunki(to nie jest reklama, nie przyjmuje zamówień):



Pozdrawiam, Gosia!

PS Kupiłam nowe kredki i flamastry. Czekam na przesyłkę i może zrobię zdjęciowy tutorial jak rysuję. Kto chce?

PSS Szukam  dobrego pasa biodrowego i smyczy z amortyzatorem. Pomoże ktoś? Z jakich macie firm akcesoria do biegania? 





poniedziałek, 16 marca 2015

Slalom i trochę o kształtowaniu = przeżyliśmy piątek trzynastego

   Tak, mimo ogólnie znanych przesądów o czarnym kocie, szczelinach, drabinach i wielu innych... Nadal żyjemy! No może żyjemy tak na 50 %, bo okropne bóle i zawroty mojej głowy obcięły nam "rację" treningową o jedną trzecią.


   W tą sobotę pierwszy raz ćwiczyliśmy slalom w naszym klubie. Uczymy się go metodą rozsuwaną, a nie "za rączkę", więc dopracowanie tego zajmie trochę czasu ale lepszy rydz niż nic. Każdy dobry agilitowiec powie ci, że to najlepsza metoda. Dla ciekawych filmik na czym ona polega: https://www.youtube.com/watch?v=5hhxFut_mrw . Slalom to chyba nowa ulubiona przeszkoda Kazana. Bieganie bez sensu między tyczkami do zabawki bardzo fajne. Zaspokaja potrzeby małego rozumku i nie przeciąża procesora. Zobaczymy, co będzie kiedy slalom zacznie się zwężać :P . 

   Dziś, jako że aussik się nudził siadłam z latarką i zaczęliśmy kształtować trzymanie z zmianą pozycji. Po co mi latarka? A gdzie kliker? Kliker i latarka ma tu podobne działanie, choć klikanie w latarkę rozładowuje baterię i jest trochę cichsze. Zaprezentuję nasz nowy model klikero-latarki w następnym poście. Tym czasem łapcie inny pomysł na to CO ZROBIĆ KIEDY KLIKER ZNIKNĄŁ W OTCHŁANI WSZECHŚWIATA (link) . Jak u Kazana wygląda kształtowanie? Najśmieszniejsze u niego jest to, że po dłuższej chwili (ładowanie, proszę czekać) zaczyna... szczekać. To taki okaz irytacji "Matka, za dużo myślę, boli mnie łeb! Daj tego smaka!" . Bardzo śmieszne, ale też bardzo nieprzyjemne dla uszu. 


To już chyba koniec. Pozdrawiam i czekam na Wasze komentarze! Jak uczyliście/uczycie slalomu swoje psy? Mieliście jakąś przygodę w piątek trzynastego? A może macie inne sposoby na zastępczy kliker? Piszcie! 

PS Każdy komentarz pod poprzednim postem czytałam z radością (Wasze opinie i wypowiedzi są dla mnie bardzo ważne).


niedziela, 8 marca 2015

Aby stać się bardzo dobrym trenerem, potrzebujesz bardzo złego psa

   
"to become a very good trainer, you need a very bad dog"

   To zdanie zainspirowało mnie do napisanie tego postu. Pojawiło się na TYM blogu. Blog jest obcojęzyczny i nie pisany ani po angielsku ani po niemiecku, więc treści Wam nie przytoczę. Grunt, że tytuł pewnego posta wydał mi się aż nad to prawdziwy.



1. Początki z psami:

UWAGA - Ludzie w tym tekście oznacza przedstawicieli homo sapiens w różnym wieku i kondycji.

   Są ludzie, którzy zaczynają (i kiedyś kończą) na borderach i są świetnymi przewodnikami, zarówno na torze jak i w zwyczajnym życiu ze swoimi czworonogami. Biorąc takiego psa są świetnie przygotowani i znają się na rasie, ja jednaka myślę, że osoby te tracą na tym dużo - nie zdobywają tyle doświadczenia, znają tylko i wyłącznie styl pracy bc i prawdopodobnie z innym, trudniejszym do zmotywowania psem miałyby duży kłopot. Border mimo wszystko dobrze prowadzony i umiejętnie szkolony jest psem prostym, a już na pewno nie mającym problemów z motywacją. Dla wyjaśnienie - border collie nie są łatwymi psami dla ludzi nie doświadczonych, mimo wszystko zaczynanie przygody np: w agility z borderem jest szybsze i łatwiejsze niż zaczynanie z psem np. typu bull. 

   Są ludzie  z dużą ilością wiedzy zaczynający (i czasami kończący) na innych rasach, choć oni też często lądują wcześniej czy później w poprzedniej grupie borderowców. 

   Są też ludzie, którzy ściągają swojego kundelka (lub kanapowce itp.) z kanapy i mając wielkie ambicje ruszają na tor agility. Zamiast niego znajdują nieprzebytą górę wiedzy i umiejętności, które one i ich psy muszą przyswoić i znać, aby wspólnie z satysfakcją trenować, a może potem i startować w zawodach. Podziwiam te osoby, które wchodzą na tą górę, osiągają szczyt, a potem z uśmiechem na twarzy patrzą w dół na innych, którzy za ich przykładem przechodzą tą samą drogę. Mimo wszystko są też ludzie, którym ciągnięcie starszego lub bardzo upartego psa pod górę nie sprawia tyle przyjemności, ludzie, którzy nie widzą swojego szczytu. Przeżywają więcej chwil załamania i czasami nawet rezygnują. Oni właśnie rezygnując odstawiają swoje kundelki na bok i biorą psy rasowe, najczęściej ras typu bc, aussie, sheltie. Nie mam im nic do zarzucania. Tylko oni mogą ocenić, czy ich góra jest za wysoka i poddać się w odpowiednim momencie. Czasami zamęczania swojego psa, który ewidentnie nie jest stworzony do sportu, ani nie żywi do niego ogromnego uczucia jest bez sensu. Wszyscy to rozumiemy. 

   I na końcu są nastolatki / dziewczynki biorące psa rasowego (w którego rasie są zakochane nad życie) lub nie, z wielką ambicją, zapałem i planem na przyszłość. Rasa (czy jej brak) u tego psa nie ma znaczenia, bo nie chodzi tu o psy już wychowane, ale nowe, plastyczne jak świeża glina. Takie też są ich właścicielki. Jedna zakocha się w psich wystawach, ale nagle, widząc agility, frisbee, obi, rally i inne psie sporty, zamarzy o trenowaniu jednego z nich. Zanim jednak to nastąpi... przed nimi zdąży pojawić się niezły pagórek błędów. Inna weźmie pod swoją pieczę psa rasy trudnej do ułożenia i szkolenia lub rasy brachycefalicznej (krótka kufa) i mimo całego swojego zapału i szczerych chęci nie uda jej się osiągnąć tyle, ile by chciała. Oczywiście jest wiele innych przypadków. Ja jestem jednym z nich. 



2. MOJE początki z psami

   Jako 9-letnia dziewczynka zapragnęłam mieć królika. Opór ze strony rodziny był ogromny, ale ja nalegałam. Szukałam klatek, pokazywałam filmiki, uczyłam się z książek. Byłam zdeterminowana. Nawet nie marzyłam o kolejnym psie (w wieku 7 lat przyjechał do nas Toffik, mieszanka Yorka, który stał się ulubionym pupilem mojej mamy). Mój ojciec był nieugięty i ... nie lubił królików. Wtedy właśnie usłyszałam to pamiętne zdanie "Wszystko byle nie królik! Już wolę psa. Ale takiego dużego, a nie szczura." . Zamieniłam kijek na siekierę, królika na psa. 
   Potem był wybór rasy. Oziki wydawały się idealne, pasowały jak ulał. Mając 11 lat dokonałam ostatecznej decyzji wyboru hodowli (z lekkimi perypetiami) i słodki cielak, black tri ideał trafił do naszego domu. 
  Powiem Wam od razu, że poza moimi i rodziców błędami (których była masa np: Kazan do tej pory siada z nami przy stole, ciągnie na smyczy :P ) Kazan był świetnym psem do towarzystwa. A potem pojawiło się agility i świat legł w gruzach. Poza cholernym nakręceniem się na psy w wieku dojrzewania i kilkoma innymi problemami, kolejną przeszkodą była motywacja i predyspozycje do trenowania tego sportu. Nie będę opisywać jak wlekliśmy się po zboczu naszej góry szukając odpowiedniej drogi. Grunt, że ją znaleźliśmy i choć nie prowadzi na sam szczyt, czego jestem prawie pewna, czuję się dumna z tego co osiągnęliśmy i z tego co będziemy ćwiczyć dalej. 
   Dziś Kazan ma prawie 3 lata i pracujemy razem na poważnie od dwóch - ani ja nie jestem bardzo dobrym przewodnikiem, ani on bardzo złym psem, ale myślę, że gdyby nie on i jego wady nigdy nie doszłabym do tego poziomu wiedzy i umiejętności, na jakim jestem.

3.  I co dalej?

   Jedni się poddają, inni zaczynają od nowa z innymi psami, kolejni osiągają sukcesy w tym co robią ze swoim pierwszym psem i z kolejnymi. Jest tyle różnych przypadków... Wszystkie są nie do opisania. Opiszcie mi swój w komentarzach, może u Was było zupełnie inaczej i tworzycie inną, piątą grupę? 

Pozdrawiam, Gosia.

PS Byliśmy dziś i wczoraj na treningach, było bosko <3 .


piątek, 13 lutego 2015

o WSZYSTKIM i o NICZYM - czyli plany i marzenia.

   Witajcie moi mili! Dziękuję  za taką aktywność na blogu. Mam już ponad 60 obserwatorów, co bardzo mnie cieszy. Już jutro moje urodziny, a ja nadal choruję na okropną wirusową infekcje górnych dróg oddechowych... No cóż, takie życie. Na urodziny dostanę dysk sensoryczny do ćwiczeń z Kazanem, więc szykujcie się na dłuższy post z serii "Co robić z dziwnym różowym czymś i jak zmieszczą się na tym psie łapy". Mam też zamiar kupić piłkę orzeszka stąd : SKLEP. Muszę wyrobić mięśnie cielakowi i spalić jego zimowy tłuszczyk.

Kazan ze swoją mamą, jeszcze na annówkowej drodze :



   Odpowiadając na wasze zapytanie od nośnie nowego ozika : plany nie uległy zmianom, termin mam na 2016 / 2017 . Zaczynam już powoli szukać odpowiednich hodowli i zabawek dla małego użytka, więcej o tym przeczytacie TU i TU. Gwiazdki obok hodowli oznaczają, że szczególnie się nimi interesuję.

   Wielkimi krokami zbliżają się urodziny bydlaka, z tej okazji mam zamiar wydać trochę kasy i zaszaleć z zabawkami, więc czekajcie na recenzje <3 . Mam zamiar kupić Ke-hu Fire L i piłki z Planet Dog. Może jeszcze coś? Czekam na propozycję. Uzbierałam niezłe 400 zł i nie mam zamiaru sobie (ani psu) oszczędzać.

  W planach mamy :
-powrót do Cavano
-ćwiczenie slalomu i koła
-kilka nowych sztuczek
-spotkanie z Bezą (BC od Zuzanny Golatowskiej) i z Verte od Dominiki Gawińskiej (poznanej w Annówce)
-planuje jakieś seminarium, ale nie wiem dokładnie gdzie, kiedy i z kim
-obóz z Cavano w sierpniu
-może jakieś wystawy?
-odwiedzenie szczeniaków po Kazanie kiedy się urodzą i podrosną
-zmienić nazwę bloga i wygląd. Może "facet w czerni" albo "handsome black aussie blog" ? Głosujcie, a może macie własne pomysły? Zostawić czy zmienić?


Pozdrawiam serdecznie, czekam na Wasze rady i wypowiedzi! Gosia.

piątek, 6 lutego 2015

Luty miesiącem miłości - MAD MIX

    Ten rok obfituje w showfarm-ową krew (Showfarm - hodowla z której pochodzi Kazan), gdyż siostra Kazana, Maizy, też będzie miała szczeniaki! http://showfarm.cba.pl/szczenieta.html

   Ferie upłynęły nam w magicznej Annówce z Patrycją Kowalczyk i Michałem Pieniakiem. Poznaliśmy wiele świetnych osób (i psów), a Kazan prawie na zabój zakochał się w pewnej urodziwej borderce imieniem Rawi...

(miała cieczkę XD )


Poznaliśmy uroczą Zoe (Zołzę, Zołczaka, Zołczana), którą miałam okazję wymiziać. Kazan jej się za bardzo nie spodobał, więc nie powiem, że było między nimi coś więcej poza przelotnym niuchaniem (Kazan) i przeciągłym warczeniem (Zoe).  


   Zdjęć ani filmików z błotnistego toru agility nie mamy, co jest bardzo przygnębiające bo przez pierwsze 4 dni torki szły nam jak bułka z masłem. No, może przesadzam, bo Michał naprawdę się postarał, aby nie było za łatwo. Motywacja psa i mnie 120 % + moje ogarnięcie 90 %. Nie będę tu na siebie narzekać, bywało gorzej (zastoje mózgu na treningu, problemy z zapamiętaniem toru, zafiksowanie się na jedną zmianę... ach te stare lata jeszcze dwa miesiące temu). Ostatni dzień był kompletna porażką, więc pozwólcie, że go przemilczę. 

   Sztuczki z Patrycją okazały się bardzo pomocne. Ogarnęłam jak używać kliker (lepiej niż dotychczas), jak kształtować i wzmacniać zachowania, a także dowiedziałam się jak nauczyć kilku ciekawych sztuczek. Przerabialiśmy między innymi: glonojada, Trzymanie przedmiotów, ćwiczenie na piłce i machanie głową. 

   Annówkę samą w sobie wyobrażałam sobie ciut inaczej, ale po pierwszym dni poczułam się tam jak w domu - wiedziałam gdzie chodzi się na spacery, jak znaleźć Martę, polubiłam się nawet z kilkoma jej borderami z True Story, w tym z Cashem, Nolanem, Sisi, Zuzą i Łatą, a także goszczącym tam Juniorem. Co rano wyczekiwałam tornada ( charakterystycznego odgłosu zbiegania siódemki borderów po schodach na spacer ) z uśmiechem na ustach. Kazan też polubił to miejsce i na pewno jeszcze tam wrócimy! 

A Wy? Jak spędziliście ferie? Pozdrawiam, Gosia.

PS Dobra nowina! Udało mi się zmienić czcionkę. Od teraz będzie Wam się (mam nadzieję) przyjemniej czytało i polskie litery nie będą kuły w oczy inną czcionką. 

PSS Post o postanowieniach zapowiadam na 14 lutego, czuli moje urodziny, a nie żadne idiotyczne walentynki, tak jakby co. :D



wtorek, 6 stycznia 2015

Witamy w Nowym Roku!

   Miałam dla Was życzenia, ale internet mi nawalił i niestety się nie publikowały. Cały początek stycznia spędziliśmy w górach i zażyliśmy pewnej ilości mroźnego powietrza i śniegowych spacerów. Psie życie idealne - codziennie spacery, smaczne kąski, cały hotel do głaskania i dodatkowo odpowiednia temperatura minusowa.





Jak się zbiorę po wyjeździe, to dodam nasze noworoczne postanowienia, ale jak dla mnie to jeszcze jest 2014.

Pozdrawiam!