niedziela, 7 lutego 2016

Los płata figle - lis w Annówce


Zaskoczeni? Ja również.
   W życiu każdego przychodzi taki czas, w którym nie wszystko idzie po naszej myśli. W moim życiu właśnie zapukał do drzwi, po czym je wyważył i nie raczył nawet wytrzeć butów o wycieraczkę. Tak kochani, plany ulegają zmianom - mniejszym lub większym. W tym przypadku zmiany ważą 17 kg mierzą około 46 cm, mają cztery łapy, ogon i ostre ząbki. 

   Ten kto czytał ten wie, że od sierpnia zeszłego roku jest z nami Fiona. Ciekawskich, których to ominęło, zapraszam do przeczytania najpierw posta niżej. Ci, którzy są z nami od początku wiedzą również, że w tym roku miałam plan wziąć do domu wymarzonego owczarka australijskiego z linii pracujących i rozpocząć "na poważnie" życie sportowe. Niestety, tak jak w tytule, los lubi płatać figle. Od pamiętnych dwóch miesięcy ( maj i czerwiec zeszłego roku ) spędzonych w szpitalach i klinikach moje zdrowie ciągle szwankuje. Jestem chorowita, ciągle mam katar, a co jakiś czas muszę zażyć trochę antybiotyków, żeby przywrócić moim drogom oddechowym pozorny spokój. Zaczęłam się do tego z wolna przyzwyczajać, jednak ciągłe przebywanie w domu, słaba kondycja i problematyczna sytuacja rodzinna nie wróżą świetlanej przyszłości przyszłemu wymagającemu szczeniakowi. Dlatego też zrezygnowałam, odpuściłam... ale nie całkiem. W czasie październikowego zapalenia oskrzeli zaczęłam powoli dłubać coś z Fioną. Na początku, kiedy trafiła do naszego domu, zarzekałam się, że nie dotknę się nawet małym palcem do jej szkolenia. Miała być wymarzonym, dogoterapeutycznym szczeniakiem mojej mamy, nie moim. Sami wiecie jednak jak to wychodzi. Słodki szczeniak w domu, mama na studiach, kliker w ręcę... I jakoś tak wyszło, że ją pokochałam. Małą brzydulę, piskuna, lisa, owsika od siemiu boleści. Zakochałam się w jej wariackim charakterze, tak nie podobnym do Kazana, w stojących uszach i kolorowych oczach. 


   Zaczęło się od szkolenia obi, na które razem postanowiłyśmy uczęszczać w styczniu. Myślałam, że będziemy zacofane - wydawało mi się, że zrobiłam z nią tak mało, prawi nic. Okazało się jednak, że podstawy które przerobiłam (oczywiście pod kątem agility, bo nie umiem inaczej) wyprzedzają kilka pierwszych zajęć na kursie podstawowym. Nie wspominałam trenerce, że robiłyśmy target i wysyłanie do niego, bo było mi głupio, że tak bardzo "wyprzedzam materiał". W poprzednich postach wspominałam o tym, że Kazan realizuje się teraz jako pies terapeuta. Okazało się, że w tym samym terminie w którym zaplanowałam obóz w Annówce moja mama ma kilka spotkań dogo, między innymi Kazan miał odwiedzić dzieci z kliniki Budzik. W mojej głowie pojawiła się myśl o zabraniu ze sobą Fiony. Rozpoczęłam długi proces kłócenia się z samą sobą i wymieniania za i przeciw. W końcu stanęło na tym: To będzie mała próba. Jeśli Fionie spodoba się agility z Moniką Rylską będziemy kontynuować we FreeX'ach , jeśli nie - spędzimy razem miło czas w towarzystwie wspaniałych ludzi i nauczymy się nowych sztuczek z Patrycją Kowalczyk. 




   Wreszcie przyszedł czas wyjazdu. Po spakowaniu tony chusteczek, lekarstw, zabawek i smakołyków wyruszyliśmy w drogę. Podróż trwała bite cztery godziny, ale szczeniak znakomicie ją zniósł przesypiając 3/4 drogi. Po przyjeździe powitała nas jak zawsze przyjazna i serdeczna atmosfera Annówki, choć na początku schody dla Fiony były naprawdę przerażające. Oczywiście od razu posypały się pytania, bo wcześniej nigdzie nie ogłaszałam, że będę z Fioną ćwiczyć, a część nie wiedziała w ogóle o jej istnieniu. Po wyjaśnieniu wszystkiego i poznaniu lisa (przezwisko) z wszystkimi ludźmi i psami w spokoju położyłyśmy się spać. Nie będę Was zanudzać opisem każdego poszczególnego dnia z pięciu najwspanialszych spędzonych na treningach i poznawaniu siebie nawzajem. Fiona czasami była małą jędzą, która kłapała zębami na inne psy, innym razem potulnym szczeniątkiem. Na spacerach mogłam bez spiny prowadzić ją bez smyczy, nigdy nie spuszczała mnie z oczu i przychodziła na wołanie. W porównaniu do spacerów z Kazanem chodzenie z nią to prawdziwa przyjemność - nie potrzebuje smyczy, odwołuje się, nie wącha i nie podsikuje wszystkiego na swojej drodze. Po prostu cud, miód i orzeszki. Dodatkowo ma wrodzony aport, który świetnie można wykorzystać do wybiegania psa bez wysiłku dla nóg. Na sesjach z Patrycją okazała się bardzo pojętnym stworzonkiem. Na treningach agility z Moniką jedyne co mogłam robić to się rozpływać nad tym jak wszystko szybko łapie. Gdyby jeszcze miała lepszą budowę... No cóż nie można mieć wszystkiego. 



   Podsumowując był to bardzo udany wyjazd i myślę, że to nie koniec moich treningowych przygód z Fioną. Moje marzenie musi poczekać, ale chyba nie żałuję.

PS zakładka Fiony, a zatem informacje o rodzicach itp. pojawi się na dniach. 

PSS Ah, zapomniałabym : wiadomość z ostatniej chwili, Kazan ma synka! Specjalnie wyhodowany pod kontem dogoterapii, przeze mnie przezywany Szczerbatkiem. Jeszcze go nie odwiedziłam, ale gdy to nastąpi oczekujcie fotorelacji. Ewentualnych ciekawych szczegółów zapraszam na pw. 



  

sobota, 24 października 2015

Powrót od świata żywych

   Witajcie po przerwie na reklamy! Zacznę od czegoś pozytywnego - mianowicie od dłuższego czasu blog ma nowy wygląd. Przyznam się, że jak poprzedni nie był moim wymarzonym (nie dogadałam się dobrze z autorem), tak i ten pozostawia wiele do życzenia (w końcu sama go robiłam, a jak wiadomo nie ogarniam jeszcze grafiki komputerowej), ale jak na razie jest "zadowalająco".

Kazan w obiektywie Gaabis Photography
   Od dłuższego czasu mam większe i mniejsze problemy, więc naprawdę przepraszam za tak ogromną przerwę w postach, jaką Wam zafundowałam. No i za interpunkcje, ale taki już mój urok. Pisałam, że w 2016 dołączy do nas nowy członek rodziny, jednak znów muszę postawić znak zapytania przed tą datą. Wiecie jak wyprowadzić z równowagi potrafi człowieka niekompetentny hodowca? Może kiedyś Wam napiszę o moich perypetiach, ale na razie nie mam zamiaru się nad sobą użalać.


   A jeśli mowa już o nowych członkach rodziny to od sierpnia jest z nami papi - siostrzenica Kazana, o imieniu Fiona (w domu i tak wszyscy wołają piupia). W założeniu miała być psem do dogoterapii po świetnych, pracujących z ludźmi rodzicach. Naprawdę jest charakternym, zadziornym, żartym kłębkiem energii. Z całych sił próbuje udowodnić światu, że jej mama miała romans z maliną, nie nadaje się na wystawy i będzie rządzić całym globem z małą pomocą Kazana. Mimo wszystko jednak kocha ludzi (a szczególnie dzieci) i myślę, że po odpowiednim szkoleniu uda się jej dopełnić swego przeznaczenia. Trenuje ją moja mama, członkini Stowarzyszenia Zwierzęta Ludziom. Co jest w niej nie tak? Stojące uszy, mała ilość krótkiej sierści, brak jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego... Poza tym jest wzorowym owczarkiem australijskim i mimo wad cała rodzina ją kocha (oprócz kota) i wybacza najgorsze zbrodnie. W czasie w którym nasze dwa dorosłe samce jedzą musimy ją zamykać w klatce - inaczej zjadłaby ich porcję, bez najmniejszego pisku sprzeciwu.


   Kazan coraz lepiej radzi sobie w dogoterapii - zdobył szelki uprawniające do uczestniczenia w zajęciach dogoterapeutycznych. Co prawda jeszcze pod kontrolą instruktorską, jako pies uczący się, ale robi ciągłe postępy. Był w Klinice Budzika dla dzieci w śpiączce, Centrum Zdrowia Dziecka na Oddziale Onkologii w Warszawie, kilka razy również u dzieci autystycznych i ludzi z Alzheimer'em. Jestem z niego, jak również z mojej mamy bardzo dumna. Oby tak dalej! 

   W związku z wracaniem do życia zapisałam nas na  AGI-OBI-TRICKS w Annówce. Szukam również nowego klubu (pomożecie? Warszaw i okolice) , już oficjalnie postanowiłam spróbować w innym miejscu, z innymi ludźmi, inną atmosferą. Jeśli nowe miejsce okaże się niewypałem wrócimy do starego dobrego Cavano. Na razie ćwiczymy na dysku sensorycznym i powoli brniemy do przodu, aby odzyskać straconą kondycję i zrzucić parę kilogramów. Mam już plan na kilka następnych postów - będzie dużo pisania, to mogę Wam obiecać.

Niespodzianka na koniec postu:

Nowy rysunek - Jessie w wersji Halloween'owej


Pozdrawiamy, G&K. 

PS kontakt do Stowarzyszenia Zwierzęta Ludziom (klik!). Organizują niedługo spotkanie dla nowych wolontariuszy - może warto spróbować? To na pewno nie moja bajka, ale podziwiam ludzi zaangażowanych w dogoterapię! Kociarze również mile widziani - felinoterapia rozwija się w Stowarzyszeniu. 









piątek, 10 lipca 2015

10/62 - autobusem przez weekend

   Witajcie moi mili! Tak się złożyło, że w piątek (ten poprzedni) byłam tak padnięta, że nie mogłam napisać dla Was choćby jednego sensownego zdania. A jednak dotrzymałam obietnicy! Ten post w końcu pojawił się w piątek. No może nie ten. Ale czy ja mówiłam, że to będzie dokładnie ten piątek 03.07.10-tego ? Chyba nie. Zażalenia wysyłajcie na mojego FB xd . 


(Taki los psa, który jeździ komunikacją miejską... Kazan składa zażalenie!)
      Postępy w wyzwaniu robimy znaczne, szczególnie w aporcie. Mój kochany ozik ogarnął wreszcie mózg i przynosi do ręki, czasami tylko upuszcza pod nogi <3 . Spotkaliśmy też kilka znajomych psów, z którymi Cielak nie miał żadnych problemów i ładnie się skupiał. Postanowiłam szarpanie zacząć od źródła - najpierw dom, potem ogród, następnie przed bramą, na naszej małej uliczce, przy innych psach za ogrodzeniem, po czym kolejno inne punkty naszego terenu spacerowego.

   W poprzednią sobotę spotkaliśmy się z Jazz'em i Klaudią. Jest to samiec (bardzo mało samcowaty, żadna palma mu nie odbija przy suczkach!) sheltie, wyjątkowo duży i śliczny z talią osy. Normalnie takiego sheltie to bym chciała! Bardzo dobrze dogadali się z Kazanem, ale na spacerze było tak gorąco, że nie mieli siły na dłuższe zabawy. Potem z Kazanem wracaliśmy w zaduchu autobusem, był to jego pierwszy raz i dawał sobie świetnie radę. Po kilku próbach zdjęcia kagańca pogodził się z losem (dawno nie zakładał) i bardzo grzecznie leżał dysząc. Następnie w niedziele spotkaliśmy się z siostrą Kazana - April i Gabrielą. Siostra była bardzo fajna, świetna do zabawy... aż za fajna dla Kazana. Niektórzy to nie ogarniają pokrewieństwa i tego, że siostra to nie zwykła suczka, którą można adorować, a wprost przeciwnie. Kolejne podróże komunikacją miejską, z których jestem dumna - Kazan był bardzo grzeczny, a ja ogarniałam przystanki :P . Koń obok przystanka był bardzo straszny, ale socjal się nie udał - bliżej atrapy pies odmawiał współpracy i uciekał.


Jedyne zdjęcie rodzeństwa, może jeszcze będzie więcej to uzupełnię

Pozdrawiamy, G&K

PS W niedzielę wyjeżdżam, bez psa, i nie będzie mnie tutaj przez dłuższy czas. Chociaż może z komórki coś wstawię... Kto wie. Może dam Wam do poczytania trochę moich wypocin. A jeśli tak - jaki chcecie temat? Jestem otwarta na propozycje!

PSS Kazan jest od dłuższego czasu początkującym w dogoterapii! Moja mama używa go na zajęciach z dziećmi autystycznymi i osobami starszymi. 




środa, 1 lipca 2015

1/62 - spacerowy dzień psa

   Witajcie kochani! Oto pierwszy dzień naszych zmagań nad projektem dobiegł końca, a o wynikach więcej poniżej.

(wiem, data jest zła xd , ale to wina kamerki)
Co ćwiczyliśmy i co z tego wyszło:

- Skupienie w obecności pobratymców - 2:2 dla nas. Kazan dzieli psy na trzy grupy: "NIENAWIDZĘ!!!", "pozwalam ci żyć, ale nic więcej" i "Koooocham!". Skupienie uwagi na mnie przy tych pierwszych i ostatnich wygląda marnie, choć dzisiaj poczyniliśmy pewne postępy. Otóż cielak najbardziej nienawidzi pieseła, psa o dziwo bardzo podobnego do tego mema - prawdopodobnie rasy shiba. Dzisiejsze spotkanie z nim było bardzo niespodziewane, gdyż wracając sobie spokojnie z psem na kontakcie (bo skupienie podczas wracania ze spaceru osiąga nader wysoki poziom) zza krzaka usłyszałam jazgot i zobaczyłam biednego właściciela pieseła, który już chciał się cofnąć za furtkę swojego ogrodu zrozumiawszy sytuację. Mój cielak od razu po zobaczeniu psa (mówimy tu o sytuacji dziejącej się w mniej niż sekundę, nie zdążyłam zareagować) też wpadł w szał warczenia. Po odciągnięciu go za samochód udało mi się skupić go na sobie, ale już gdy nie miał w polu widzenia psa więc na razie 1:0 dla psów. Na zaszczytnym drugim miejscu w skali nienawiści stoją wszystkie dorosłe psy ras małych krótkopyskich (wszystkie chrapiące klopsiki i inne buldożki tego typu). Jeszcze w trakcie spaceru z daleka zobaczyłam jednego z pikli (mopsów) i przygotowałam się na tą okoliczność: bez naciągania smyczy wyciągnęłam smaczki i zajęłam psa komendą do mnie. W rezultacie miał on oczywiście świadomość, że pikiel jest za jego plecami, ale nie było kontaktu wzrokowego, który tylko pogorszył by sprawę. Gdy pan ze swoim mopsem (oczywiście bez smyczy bo taki grzeczny) podchodzą bliżej słyszę cichy warkot z gardzieli mojego łowczara, więc wydaję komendę waruj. W tym czasie oczekuję od właściciela drugiego psa zapięcia go na smycz i spokojnego odejścia, gdyż znamy się już ze spacerów i wiemy jak nasze psy na siebie reagują. Pan jednak patrzy na nas z ciekawością i nie zauważa (lub nie chce zauważyć) mopsa, który cały najeżony podchodzi do Kazana i zaczyna warczeć... Momentalnie mój pies odwraca się i zaczyna się mała jatka (a raczej nieopanowane warczenie i wyrywanie się, w czym mniejszego psa wreszcie zapina na smycz jego pan), w której kilkakrotnie muszę wrzeszczeć i odwracać go siłą od napastliwego pikla. Wychodzi więc na 2:1 dla psów. Ten spacer jednak kończymy remisem, gdyż spotkaliśmy perę znajomych szelciaków, przy których skupienie wynosiło prawie 99 %. 

"Nie jestem agresywny, tylko nie lubię jak ktoś na mnie charczy, ma krótki pysk albo przypomina tego psa z internetów!"


- Szybki aport (ogródek) i szarpanie na spacerze. Jestem bardzo zadowolona z ładnego, dość szybkiego aportu, który "ćwiczyliśmy", a w który raczej bawiliśmy się w obecności moich znajomych, czyli dość dużego rozproszenia, jednak szarpanie na spacerze mnie zawiodło. Pies ledwo spojrzał na zabawkę. Nie udało mi się go rozkręcić w żaden sposób, więc pozostaje mi tylko jeden sposób - ograniczamy zabawę w domu do minimum. Może wtedy zechce pobawić się poza domem, kto wie. Dodam, że jeszcze przed wejściem za furtkę po spacerze odmówił zabawy, a po zdjęciu smyczy od razu przyniósł zabawkę.

To chyba już wszystko. 

Pozdrawiamy, G&K. 

PS Postanowiłam jednak nie dodawać codziennie postu, więc kolejnego spodziewajcie się w piątek


piątek, 26 czerwca 2015

Gdy powrót jest trudniejszy niż myślisz... - Projekt 62

   Witajcie kochani! Bardzo przepraszam za tak ogromną przerwę w blogowaniu...

No ale cóż, mówi się trudno i żyje się dalej.


Mimo choroby udało wyrwać się z miejskiego zgiełku i pojechać na działkę


   Ale czy to takie proste? Dla mnie nie. Prawie dwa miesiące byłam chora (zostały mi jeszcze trzy dni antybiotyków), zero aktywności fizycznej, czy psychicznej (poza czytaniem J. R. R. Tolkiena), pies znudzony i niewybiegany do granic możliwości a ja osłabiona i w pewnym sensie załamana. Czym? Tą ogromną ilością straconego czasu, szkolnymi zaległościami, ciszą na blogu i przede wszystkim moim podejściem do życia podczas choroby - "Jestem chora, nie muszę nic robić". Czas jednak z tym skończyć - piszę na komputerze zachęcana jojczeniem * i szturchnięciami nosa Kazana, więc jaki mam wybór?

*Jojczenie - odgłosy typowe dla tego okazu nadzwyczaj wokalnego psa - można je opisać jako coś pomiędzy pomrukiwaniem, skrzeczeniem, jęczeniem i ziewaniem.


MOTYWACYJNY KOP W D. / PROJEKT 62
"Problemem nie jest problem. Problemem jest twoje podejście do problemu"

   A więc oficjalnie przyjmuję wyzwanie rzucone przez White Couch Potato, inaczej nazwane przeze mnie motywacyjnym kopem w d. Notki na ten temat będą numerowane (np: 1/62) i dodawane od 1 lipca do 31 sierpnia z małymi przerwami. 

"Wytyczony cel jest podstawą wszelkich osiągnięć, zarówno mniejszych, jak i większych." 
"Duże cele dają duże rezultaty. Brak celu to brak rezultatu."
CELE:

Nasze 

1. Skupienie na przewodniku i przywołanie w miejscach publicznych, głównie w naszych zwykłych miejscach spacerowych gdzie Kazan lubi sobie "poniuchać" i podroczyć się z psami. Od dawna się za to zabieram, ale efektów nie widać... bo nic nie robimy systematycznie. Od 1 lipca będziemy to ćwiczyć na każdym spacerze, przy każdym napotkanym psie i pięknie pachnących krzaczku. 

2. Szybki i sprawny aport do ręki bez ociągania się. Niby taka ważna rzecz, a nadal nie zrobiona. Niestety aport został zepsuty już w wieku szczenięcym kiedy Kazan radośnie uciekał przed Toffikiem z zabawką w pyszczku, albo odwrotnie, więc czeka mnie niezła robota. Jak to wygląda teraz: Ciele biegnie do zabawki podejmuje ją i 
a)siada i czeka na moją reakcje bo może pani chce się bawić w berka / 
b) robi kilka kroków w moją stronę po czym następuje podpunkt a. 
Aby zaaportował pod moje nogi muszę koniecznie zmieniać tony, od słodziutkiego po bardzo ostry. Kazan ma wtedy czas aby zrozumieć, że pani bardzo potrzebuje tej zabawki. O aporcie do ręki nawet nie marzę, ale może z klikerem da radę coś wskórać. W tej chwili stoimy na tym, że pies przynosi pod nogi, na komendę daj podnosi a ja chwytam zabawkę z jego pyska zanim upuści.

3. Porządna praca na zabawkę (w miejscach publicznych lub nie)O zdanie mówi samo za siebie, choć muszę wytłumaczyć co w tym przypadku oznacza "porządna". Według słownika PWN przymiotni porządny oznacza : "oceniany pozytywnie ze względu na przydatność, solidność, dobry stan itp." "duży lub intensywny". Chodzi więc o intensywną, solidną pracę pełną zapału.

4. Szlifowanie sztuczki "wstydź się" z użyciem klikera (!!!). Bez niego wychodzi marnie, a i tak jesteśmy w fazie przyklejania i odklejania na zmianę karteczki. 

5. Wyrobienie komendy na ciasne skręty (agility).

6. Dopracowanie wysyłania (agility). Już to prawie mamy, ale jeszcze jest ten moment wahania w którym cielak nie wie czy skoczyć czy nie, a gdy się mocno rozpędzi mózg wyłącza się do tego stopnia, że nie słyszy komendy "obejdź!!!".

7. Zaczynamy bieganie z psem. Muszę tylko kupić pas i smycz na amortyzatorze. Odległości czas będę zapisywać w notatniku. 

Moje 

8. Koniec z krzyczeniem "hop" przed każdą stacjonatą (agility).

9. Regularne spacery i notki na blogu

10. Wypisuję w notatniku wszystkie rzeczy pozytywne, jakie mi się danego dnia wydarzyły, zapominam o niepowodzeniach, ew. piszę co muszę poprawić. Wydaje mi się, że moje mama wyczytała to w jakiejś książce o depresji, ale zawsze warto spróbować. :P

11. Poprawienie swojej kondycji fizycznej, przy okazji też kondycji Kazana. Oznacza to, że kaszanka będzie musiał się odchudzić, a ja więcej jeść. Nie wiem gdzie wepchnę to jedzenie, ale jak będzie mi wychodziło uszami to dam znać. 

12. (bo musi być parzyście) Koniec z depresją szczeniakową. Jest ona związana z pisaniem z hodowcą, który jest zapracowany (i ciągle nie odpisuje / odpisuje po dwóch tygodniach), jak również z myślą "o Boże, jeszcze rok, to tak dłuuugo". Opowiem Wam więcej jak już będzie wszystko pewne na 100 %. 

A Wy podjęliście wyzwanie?



Pozdrawiamy, G&K

PS Szukamy zapsionych osób z Warszawy i okolic na lipcowe spacerki! Ktoś chętny? 








sobota, 18 kwietnia 2015

Pasienie a Agility - zdjęcia i trochę o zawodach

                                                                                                                              
 Zawody Treningowe Pasterskie i  (czy raczej vs) Zerówkowe Zawody Treningowe        

(Zdjęcie by Natalia Śliwińska)

   Mój aktywny kwiecień rozpoczęłam z impetem wpadając (nie) jak burza na dwa psie i zarazem sportowe event'y. Pierwszym z nich 11 kwietnia były Zerówkowe Zawody Treningowe odbywające się w Warszawie i organizowane przez tutejszy klub (jeden z wielu) agility - FORT. Pogoda dopisywała, choć chwilami na niebie pojawiały się chmury. Organizacja była na bardzo dużym poziomie, więc prawie nie można było odróżnić zawodów od oficjalnych. Różnice jednak, na pozór małe i niewidoczne były w gruncie rzeczy proste - każdy tor (Jumping 1, Jumping 2 i Agility, wszystko w klasie zero jak sugeruje nazwa zawodów) biegaliśmy dwa razy, z czego  pierwszy przebieg liczony był do kwalifikacji (czas, błędy), a drugi miał formę "treningu". Można więc było nie tylko pokazać na co nas stać, ale także poćwiczyć jak na normalnych zajęciach - strefy, outy i inne drobiazgi. Ponieważ było bardzo gorąco, a jak wiadomo czarne futro bardzo lubi pochłaniać łapczywie ciepło promieni słonecznych, móżdżek Kazana poleciał w siną dal i tylko podczas przebiegów wysilał się by wrócić na moment do rzeczywistości. A jak nam poszło? Pierwszy tor (liczony do kwalifikacji)był ok, choć zawrotna szybkość to przeciwieństwo tego, jak mogę określić nasz speed. Za drugim biegiem (z takim samym torem) Kazan postanowił pod-sikać tunel i to od środka. Był to pierwszy i jedyny taki wypadek na tych zawodach, z czego jestem bardzo dumna (i jednocześnie zła, bo na treningach nigdy TEGO nie robi). Dwa kolejne przebiegi (Jumping 2) poszły gładko, płynnie i szybko. Zagadką dla mnie było i jest, że pies wymiziany i wytarmosiony przed startem lepiej biegał... Musimy to sprawdzić na treningach.

Biedny pies, pracuje w weekend'y :(
   Wszystkie biegi (poza feralnym treningowym Jumpingiem1) pobiegliśmy na czysto, ale do czasu. Życie nie jest różowe, więc ominęliśmy jedną przeszkodę w Agility, ale w biegu treningowym mieliśmy znowu wszystko na czysto... Taki pech. Podsumowując udane zawody. Nawet dostaliśmy drugie miejsce w Jumpingu 2, a za nie między innymi piszczącego steka.

Kiara

   Drugie wyjście miałam do owczarni Natolin, tym razem bez psa. Odbywały się tam zawody pasienia, a przy okazji spotkałam się z kilkoma ozikami. Mówiąc szczerze pasienie, owszem, wywarło na mnie wrażenie, ale nie takie, jakiego się spodziewałam. Do tego czasem trzeba mieć silną rękę, a także odpornego fizycznie i psychicznie psa o dobrych popędach. Pies nie może być zbyt twardym metalem. Co to twardy pies? To inaczej pies dobrze znoszący presje wywieraną przez przewodnika (nagany, ostry ton).  Taki pies, bez wyuczonych komend i posłuszeństwa to pies który ma wszystko w dupie, korekta głosowa mało często skutkuje, a on szaleje za owcami w słodkim bezładzie (często dotyczy się to też agility, np. przy mega najaranych borderach). Pies o dobrych popędach, ale słaby psychicznie (miękki) może powodować problemy. Przykładowo: owczarek podgryza, szczeka i fiksuje się na owce hulając po polu pełen instynktu pasterskiego, a nie działa na niego zwykła komenda "waruj" (w wypadku pasterskiego wyrażenia "lie down"). Co robimy? Używamy korekty głosowej, aby dotarło do psa. A pies albo zrozumie "ok, koniec zabawy", albo nas oleje, albo... zgasi się i nie będzie chciał pracować. To są przykłady ekstremalne, a ja nie jestem ekspertem, więc proszę mnie nie linczować za ew. błędy i nie traktować tego, co piszę jako jedyną prawdę. Na zawodach były psy początkujące różnych ras i linii (corgi, aussie, bc...), można było więc zaobserwować ich naturalne skłonności, różne style pracy i reakcję owiec. To było ciekawe doświadczenie, ale wolę agility :D . Mimo wszystko polecam Wam udać się na takie zawody lub seminarium, bo pasienie może bardzo wkręcić odpowiednich ludzi! Pogoda była koszmarna, było zimno (chmury, zero słońca)i wiał wiatr, a brakowało tylko deszczu. Na koniec ogrzałam się w budynku z resztą uczestników zgromadzenia. Poczęstowano nas ciastem, herbatą i miłą pogadanką sędziego na temat regulaminu zawodów pasienia według ISDS.



A oto cytata z wypowiedzi jednej z zawodniczek:

"Myślę iż taki pierwotny instynkt psa pasterskiego to coś co jest w genach.Nie można nauczyć psa pasienia.To musi być w psie,tzn można wyuczyć zwierzaka komend,ale będzie to wyglądało sztucznie i nudno.Najpiękniejsze jest to kiedy trenujesz z psem i nagle widzisz w oczach zrozumienie tego czego od niego oczekujesz.Kiedy obserwujesz jak pies myśli i podejmuje decyzje.Dobry pies to taki co nie wykona polecenia,np "zostań/waruj" jeśli stado ruszy.Taki który mimo presji ze strony owiec i przewodnika dalej pracuje.My na pasieniu nakładamy presję,wymagamy od psa ponieważ stado musi być bezpieczne.Ja to tak rozumiem."

   O moich przemyśleniach na temat owczarków australijskich, a raczej ich linii będzie oddzielny post, ale zdjęcia niektórych z psów (mojego autorstwa), na podstawie których oprę swoje domysły, wstawię już teraz, gdyż pojechałam na oba wydarzenia głównie z  ich powodu.  

(od lewej: Jamiro, Suri)

Caspy
Flame

           



Gina

Kaiden

Pozdrawiam, Gosia.

PS Tyle jest pięknych ozików, wszystkie inne... i jednocześnie podobne. Ta rasa jest bardzo szeroka, są psy mocne i lekkie, ofutrzone i prawie łyse... Chyba za to je kocham.

                                                                                                                                         

piątek, 10 kwietnia 2015

Jutro zawody - MINUSY Furminatora

   Nie jestem jasnowidzem, nie wiem jak będzie. Pogoda ma być ok. więc jest szansa na nie przegrzanie cielątka. Dziś trochę biegaliśmy (było świetnie) i robiliśmy ostatnie szlify (wysyłanie, tam-tam itd.). A wczoraj...


   Zrobiliśmy wiosenne odkłaczenie. Z tej okazji:

MINUSY Furminatora (w 4-ech punktach)

1) Potrafi dobrze zadrapać psa
2) gumowa część rączki odpadła, musiałam czesać plastikową niewyprofilowaną
3) W kilku miejscach lekko wyrywał sierść, tyłek ucierpiał [*]
4) Oryginał kosztuje majątek

   Następny zakup to trymer hakowy, zobaczymy jak się sprawdzi :) . 

A na koniec moje nowe rysunki(to nie jest reklama, nie przyjmuje zamówień):



Pozdrawiam, Gosia!

PS Kupiłam nowe kredki i flamastry. Czekam na przesyłkę i może zrobię zdjęciowy tutorial jak rysuję. Kto chce?

PSS Szukam  dobrego pasa biodrowego i smyczy z amortyzatorem. Pomoże ktoś? Z jakich macie firm akcesoria do biegania?